Zapraszam:
Maria
Danilewicz Zielińska pochodziła z ziemi kujawskiej, urodziła się
bowiem w Aleksandrowie Kujawskim, ukończyła gimnazjum im.
Marii Konopnickiej (dzisiaj III Liceum Ogólnokształcące)
we Włocławku. Była wspaniałą kobietą, dzięki której
działaniom wiele książek polskich, zagubionych i podniszczonych,
nawet poza granicami kraju, mogło znaleźć się w Polsce, lub też
zostać umieszczone w zagranicznych bibliotekach. Odznaczona
orderami, jednak to nie medale, a radość ludzi i poczucie dobrze
wykonanej pracy były najlepszą nagrodą dla Zielińskiej, o czym
wspomniała przy okazji jednego z wywiadów.
Serce
wszędzie obecne
Maria
Danilewicz Zielińska była kobietą czynu. Pracowała jako
bibliotekarka i jako działaczka emigracyjna, pisała, była
krytykiem literackim i prozaikiem, pracowała w Radiu Wolna Europa.
Według niektórych należałoby dodać jeszcze kilka określeń ze
względu na jej działalność dla polskiej kultury na emigracji –
człowiek-instytucja, świadek, opiekun i twórca.
Tak
opisał ją kiedyś Kazimierz Wierzyński:
„Danilewiczowa
ma dwa serca. Całym sercem należy do Biblioteki i całym sercem
należy do pisarstwa. (...) Ta tryskająca życiem osoba, uosobienie
ciepła i uczynności, czegokolwiek się podejmie, zawsze doprowadzi
do jakiegoś rozumnego skutku, zawsze coś z tego wyniknie,
jakiś pożytek, jakieś dobro powszechne”
Nie
da się zaprzeczyć, że pani Maria włożyła wszystkie swoje siły
w to, by księgozbiory Biblioteki Polskiej były jak najbardziej
bogate i uporządkowane. Wielu przyznawało, że biblioteka i zbiór
dzieł zawdzięczają swój wygląd i kształt niezwykłej
drobiazgowości i szczegółowości archiwistki Marii Danilewicz.
Wyszukiwała liczne dzieła, przewoziła skrzynie wypełnione
literaturą do kraju, by mieszkańcy nie tracili kontaktu z kulturą.
Gdy
sama pisała, wykazywała się wręcz niezwykłym obiektywizmem.
Nieważne, czy była to recenzja, krytyka, bądź jej autorski tekst.
Jak się okazało, i do czego przyznała się sama pisarka, nawet
praca bibliotekarki, archiwistki, mogła mieć czasem swoje wady,
szczególnie gdy, jak w jej przypadku, poświęcało się jej całą
energię i miłość do słowa pisanego. W czasie wywiadu
przeprowadzonego już współcześnie, Stanisław Bereś przywołał
zdanie historyczki, jakoby praca wśród książek, działalność
bibliotekarska była deformacją profesjonalną i poprosił, by
pisarka odniosła się do tych słów i zdradziła, w jaki sposób
biblioteka ją zmieniła. W odpowiedzi usłyszał:
„(…)
przeskakiwanie z tematu na temat. Jeżeli ma się doczynienia z
ogromną ilością książek, te książki się opisuje, kataloguje,
klasyfikuje, przegląda, to zainteresowania skaczą z tematu na
temat i trudno się skoncentrować na czymś jednym. Dlatego ja
uważam, że biblioteka to wyrabia dyletantyzm. Ma się
pozorne przekonanie, że się dużo wie i dużo umie, że się
orientuje w różnych dziedzinach, a to jest wiedza bardzo
powierzchowna.”
Mnogość
zainteresowań widać po tematach prac, jakie podejmowała
Danilewicz Zielińska. Były to między innymi prace krytyczne,
biografie, opracowania utworów innych, wspaniałych pisarzy,
chociażby Bolesława Prusa. Jednym z tematów jej dzieł, zrodzonym
przez olbrzymią tęsknotę, były historie mające miejsce w
rodzinnych Kujawach.
Maria
Danilewicz Zielińska, choć mieszkała wiele lat poza granicami
Polski, nigdy nie zapomniała o swoim rodzinnym Aleksandrowie
Kujawskim, z którego pochodziła, o Włocławku, w którym
skończyła Gimnazjum im. Marii Konopnickiej i o innych pobliskich
miejscowościach mieszczących się na Kujawach. W wywiadach
przyznawała, że chciałaby zobaczyć znowu swój Aleksandrów, ale
nie ma siły (była już wówczas starszą kobietą), poza tym jej
rodzinne miasto wygląda współcześnie zupełnie inaczej.
Wspomniała, że gdy znajomy przyjechał w jej rodzinne strony, nikt
już nie pamiętał jej rodziny, więc czułaby się, jakby
odwiedzała kompletnie nieznajome miejsce.
O
tęsknocie za krajem, a szczególnie za rodzinnymi stronami świadczy
powieść Dom, która została wydana dwukrotnie: po raz
pierwszy w 1956 roku w Londynie, po raz drugi przez Włocławskie
Towarzystwo Naukowe w roku 1997.
Sama
autorka w przedmowie stwierdziła:
„>>Dom<<
powstał w Londynie, na emigracji, gdy autorka pełniła obowiązki
kierowniczki Biblioteki Polskiej, obsługującej kilka tysięcy
Polaków rozsianych po Anglii i Szkocji. Obserwując ich
upodobania czytelnicze, dostrzegła głód tekstów przynoszących
obrazy Polski żywej w pamięci starszych a nieznanej urodzonym i
wychowującym się na obczyźnie (…)”
Pisarka
bardzo dobrze ujęła w książce sytuację Włocławka w latach
dwudziestych XX wieku.
Na
ulicach i w domach można było zauważyć i napotkać różne
postawy życiowe. Jedni myśleli tylko o obecnej chwili, inni żyli
przyszłością, a byli też i ci, którzy wiele w czasie wojny
zobaczyli i dla nich teraźniejszość mieszała się z przeszłością.
Konflikty militarne skończyły się bowiem niedużo wcześniej,
a nadal panowały konflikty polityczne, dyplomatyczne; do sporów
dochodziło również w rolnictwie czy przemyśle – sprawach
wewnętrznych kraju. Jedną z obojętnych na teraźniejsze problemy
osób jest postać Bronisławy Żebrowskiej. Można o niej
przeczytać:
„(…) Z Bronką
było inaczej. Dla niej trwał nadal stan wojenny. Szpital otworzył
jej oczy na sprawy nieznane mężczyznom, tym nawet, którzy
najbardziej bohatersko mierzyli się z wrogiem. Zapamiętała krzywdy
inwalidów, zobojętniała na katary i reumatyzmy czasu pokoju”.
W
książce pojawia się też Kazio Wichrowski, syn maszynisty, uczeń
mający kłopoty z matematyką, a któremu pomaga mąż pani
Żebrowskiej, Stefan - nauczyciel w Gimnazjum im. Ziemi Kujawskiej.
Chociażby dzięki tym kilku faktom oraz opisie poszczególnych
uliczek, domów, można sobie spróbować wyobrazić, jak wyglądało
miasto niedługo po pierwszej wojnie światowej.
Zaraz
na początku lektury znajdujemy kilka opisów:
„(…)
i szybko pobiegła dalej Ogrodową wzdłuż ceglanego muru, zręcznie
wymijając wyboje i dobrze uważając na zdradliwe płyty chodnika
podnoszące się przy stąpnięciu jak klawisze. W pogodę, mniejsza
o to, ale po deszczu? Mało to razy zachlapała się po kolana?”
„Przed
oczyma rysował się pierścień murów wewnętrznego podwórza
brzydkiej, czynszowej kamienicy z sześcianem śmietnika w dole i
trójkątem nieba w górze. Od szyb przeciwległych mieszkań
odbijały się promienie słońca i jak smugi blasku z reflektora
biegły ukosem, oświetlając jasno kwadrat spłowiałej tapety w
bukieciki róż na kropkowanym tle.”
Być
może ci starsi przypomną sobie szczegóły wyglądu i charakteru
tamtego Włocławka (na przykład ów luźną płytę chodnikową,
pod którą zbierała się woda). Młodsi mają okazję dowiedzieć
się chociażby tego, że w latach dwudziestych XX wieku inaczej
wyglądał podział szkół a także porównać wygląd niektórych
miejsc.
A
co szczególnego mogą odkryć czytelnicy z poza regionu? Między
innymi starą gwarę kujawską, którą posługują się poszczególne
postaci oraz kilka powiedzonek, popularnych na Kujawach.
Tutaj
krótka wypowiedź pana Wichrowskiego na temat syna:
„Rok
straci! Łatwo mówić… A tu życie drożeje, pieniądz psa wart,
portki z chłopaka lecą, buty rozkwasił w miesiąc, że
przyszczypek przyszyć nie można. Korepetytor? Pańskie wymysły!
Skórę rzemieniem wyłoję; że się opamięta i fałdów nad
książką przysiądzie zamiast za gołębiami ganiać…”
I
mimo że świat opisany w powieści zawsze jest tylko tłem do
wydarzeń w tych miejscach się rozgrywających, dobrze przeczytać
to, co zapamiętał i przekazał autor. Czytelnik wyobraża sobie
konkretny widok, okazuje uczucia i wrażenia kojarzące się z
różnymi obiektami, uliczkami, jak zachowywali się
mieszkańcy…
Maria
Konopnicka to tylko nazwisko?
Losy
Marii Danilewicz Zielińskiej splotły się trochę z patronką
Naszej Szkoły, Marią Konopnicką i łączyło je znacznie więcej,
aniżeli fakt posiadania tego samego imienia. Konopnicka urodziła
się w 1842 roku i zmarła w 1910, Danilewicz Zielińska żyła w
latach 1907-2003. Obie poświęcały się całym sercem dla kraju,
cechował je ogromny patriotyzm. Pierwsza głównie pisała i, choć
jej samej nie dane było dożyć odzyskania przez Polskę
niepodległości w 1918 roku, Rota jej autorstwa
brzmiała na ustach obywateli walczących o odrodzenie się
kraju. Druga również tworzyła teksty literackie, ale także
pracowała w bibliotekach polskich, odzyskując liczne dzieła i
zachowując je chociażby w Bibliotece Polskiej w Londynie, bądź
przewożąc utwory do kraju.
Historia
dla obu pań nie była łaskawa. Konopnicka miała zaledwie
dwadzieścia jeden lat, gdy wybuchło powstanie styczniowe, w którym
zginął jej jedyny brat. Później wyszła za mąż, urodziła
ósemkę dzieci (dwoje zmarło przy porodzie) i zamiast, zgodnie
z poleceniami męża, opiekować się gospodarstwem i
pociechami, pisała poezję czy prozę. Zaangażowała się w
działalność konspiracyjną jawną i tajną, mającą pomóc
przetrwać państwu polskiemu. Rozwiodła się z mężem, zabrała
dzieci i przeprowadziła się, serce dzieląc na dwie części:
pierwszą oddając pociechom, którymi zajmowała się
niezmordowanie, drugą zaś Polsce i pomoc mieszkańcom kraju.
Danilewicz
Zielińska przeżyła zaś obie wojny, czasy PRL-u. Miała
dwóch mężów (pierwszy, Ludomir Danilewicz, był jednym z
inżynierów, który rozpracował enigmę; po jego śmierci w 1973
roku Pani Maria wyszła powtórnie za mąż za Adama Kazimierza
Zielińskiego), z którymi często zmieniała miejsca zamieszkania.
Literatura była jej światem od zawsze, o czym kiedyś się sama
wypowiedziała:
"Od kolebki
byłam skazana na literaturę. Mając
dwanaście lat, zabrałam się do czytania ukradkiem Zapolskiej.
Wciąż porządkowałam szafy z książkami, to mi weszło w nawyk".
Obie
autorki pracowały jako krytyczki literackie, udzielały się w
różnych pismach, wykazywały się rzetelnością i poczuciem
obowiązku tworzenia, opiniowania.
Obie
również tęskniły za stronami rodzinnymi, napisały o nich utwory,
które zyskały ogromną popularność.
Istnieje
tomik z opowiadaniami pani Danilewicz zatytułowany Biurko
Konopnickiej. Jak się okazuje, nie jest to tytuł wzięty z
nikąd, z powietrza: obie kobiety korzystały z tego samego biurka –
Konopnicka pisała przy nim swoje teksty, Danilewicz Zielińska
czytała książki, pobudzające wyobraźnię i na pewno nakłaniające
do stworzenia własnych dzieł.
Maria
Danilewicz Zielińska była odważną i niebojącą się wyzwań, a
przy tym bardzo skromną kobietą. W różnych udzielanych
wywiadach nie określała swoich działań jako te lepsze czy
ważniejsze od działań innych osób. Współpracownicy ciepło ją
wspominają, chwalą upór i zmysł literacki, poświęcenie.
Przypominając słowa Wierzyńskiego, pani Maria miała dwa serca –
jedno należące do biblioteki, drugie do pisarstwa. Kto wie, może
patronka Naszej Szkoły w jakiś sposób wpłynęła na losy jednej z
absolwentek, czyniąc jej życie pełnym przygód? Tej prawdy nigdy
się nie pozna, jednak coś musiało być na rzeczy.
Pośród
wielu różnych nazwisk, o których nie można nie pamiętać,
stanowczo powinna znaleźć się również pani Maria. Całe życie,
gdziekolwiek nie była, zawsze myślała o Polsce i o tym, by
kultura została ocalona i mogła przetrwać na wieki.
Bibliografia:
" Dom.
Powieść – Włocławek, 1997
" www.bu.kul.pl
" www.gu.us.edu.pl
" www.youtube.com
– spisana wypowiedź udzielona w wywiadzie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz