wtorek, 21 lipca 2015

Kobiece powinowactwa sercem określone

Oto moja praca na konkurs, gdzie należało przedstawić osobę ze swojego regionu. Ja opisałam Marię Danilewicz Zielińską, absolwentkę LMK we Włocławku i porównałam jej życie do życia patronki szkoły - Marii Konopnickiej.

Zapraszam:

Maria Danilewicz Zielińska pochodziła z ziemi kujawskiej, urodziła się bowiem w Aleksandrowie Kujawskim, ukończyła gimnazjum im. Marii Konopnickiej (dzisiaj III Liceum Ogólnokształcące) we Włocławku. Była wspaniałą kobietą, dzięki której działaniom wiele książek polskich, zagubionych i podniszczonych, nawet poza granicami kraju, mogło znaleźć się w Polsce, lub też zostać umieszczone w zagranicznych bibliotekach. Odznaczona orderami, jednak to nie medale, a radość ludzi i poczucie dobrze wykonanej pracy były najlepszą nagrodą dla Zielińskiej, o czym wspomniała przy okazji jednego z wywiadów.


Serce wszędzie obecne

Maria Danilewicz Zielińska była kobietą czynu. Pracowała jako bibliotekarka i jako działaczka emigracyjna, pisała, była krytykiem literackim i prozaikiem, pracowała w Radiu Wolna Europa. Według niektórych należałoby dodać jeszcze kilka określeń ze względu na jej działalność dla polskiej kultury na emigracji – człowiek-instytucja, świadek, opiekun i twórca.
Tak opisał ją kiedyś Kazimierz Wierzyński:
Danilewiczowa ma dwa serca. Całym sercem należy do Biblioteki i całym sercem należy do pisarstwa. (...) Ta tryskająca życiem osoba, uosobienie ciepła i uczynności, czegokolwiek się podejmie, zawsze doprowadzi do jakiegoś rozumnego skutku, zawsze coś z tego wyniknie, jakiś pożytek, jakieś dobro powszechne

Nie da się zaprzeczyć, że pani Maria włożyła wszystkie swoje siły w to, by księgozbiory Biblioteki Polskiej były jak najbardziej bogate i uporządkowane. Wielu przyznawało, że biblioteka i zbiór dzieł zawdzięczają swój wygląd i kształt niezwykłej drobiazgowości i szczegółowości archiwistki Marii Danilewicz. Wyszukiwała liczne dzieła, przewoziła skrzynie wypełnione literaturą do kraju, by mieszkańcy nie tracili kontaktu z kulturą.
Gdy sama pisała, wykazywała się wręcz niezwykłym obiektywizmem. Nieważne, czy była to recenzja, krytyka, bądź jej autorski tekst. Jak się okazało, i do czego przyznała się sama pisarka, nawet praca bibliotekarki, archiwistki, mogła mieć czasem swoje wady, szczególnie gdy, jak w jej przypadku, poświęcało się jej całą energię i miłość do słowa pisanego. W czasie wywiadu przeprowadzonego już współcześnie, Stanisław Bereś przywołał zdanie historyczki, jakoby praca wśród książek, działalność bibliotekarska była deformacją profesjonalną i poprosił, by pisarka odniosła się do tych słów i zdradziła, w jaki sposób biblioteka ją zmieniła. W odpowiedzi usłyszał:

(…) przeskakiwanie z tematu na temat. Jeżeli ma się doczynienia z ogromną ilością książek, te książki się opisuje, kataloguje, klasyfikuje, przegląda, to zainteresowania skaczą z tematu na temat i trudno się skoncentrować na czymś jednym. Dlatego ja uważam, że biblioteka to  wyrabia dyletantyzm. Ma się pozorne przekonanie, że się dużo wie i dużo umie, że się orientuje w różnych dziedzinach, a to jest wiedza bardzo powierzchowna.”

Mnogość zainteresowań widać po tematach prac, jakie podejmowała Danilewicz Zielińska. Były to między innymi prace krytyczne, biografie, opracowania utworów innych, wspaniałych pisarzy, chociażby Bolesława Prusa. Jednym z tematów jej dzieł, zrodzonym przez olbrzymią tęsknotę, były historie mające miejsce w rodzinnych Kujawach.

Maria Danilewicz Zielińska, choć mieszkała wiele lat poza granicami Polski, nigdy nie zapomniała o swoim rodzinnym Aleksandrowie Kujawskim, z którego pochodziła, o Włocławku, w którym skończyła Gimnazjum im. Marii Konopnickiej i o innych pobliskich miejscowościach mieszczących się na Kujawach. W wywiadach przyznawała, że chciałaby zobaczyć znowu swój Aleksandrów, ale nie ma siły (była już wówczas starszą kobietą), poza tym jej rodzinne miasto wygląda współcześnie zupełnie inaczej. Wspomniała, że gdy znajomy przyjechał w jej rodzinne strony, nikt już nie pamiętał jej rodziny, więc czułaby się, jakby odwiedzała kompletnie nieznajome miejsce.
O tęsknocie za krajem, a szczególnie za rodzinnymi stronami świadczy powieść Dom, która została wydana dwukrotnie: po raz pierwszy w 1956 roku w Londynie, po raz drugi przez Włocławskie Towarzystwo Naukowe w roku 1997.
 Sama autorka w przedmowie stwierdziła:
>>Dom<< powstał w Londynie, na emigracji, gdy autorka pełniła obowiązki kierowniczki Biblioteki Polskiej, obsługującej kilka tysięcy Polaków rozsianych po Anglii i Szkocji. Obserwując ich upodobania czytelnicze, dostrzegła głód tekstów przynoszących obrazy Polski żywej w pamięci starszych a nieznanej urodzonym i wychowującym się na obczyźnie (…)”
Pisarka bardzo dobrze ujęła w książce sytuację Włocławka w latach dwudziestych XX wieku.
Na ulicach i w domach można było zauważyć i napotkać różne postawy życiowe. Jedni myśleli tylko o obecnej chwili, inni żyli przyszłością, a byli też i ci, którzy wiele w czasie wojny zobaczyli i dla nich teraźniejszość mieszała się z przeszłością. Konflikty militarne skończyły się bowiem niedużo wcześniej, a nadal panowały konflikty polityczne, dyplomatyczne; do sporów dochodziło również w rolnictwie czy przemyśle – sprawach wewnętrznych kraju. Jedną z obojętnych na teraźniejsze problemy osób jest postać Bronisławy Żebrowskiej. Można o niej przeczytać: 
(…) Z Bronką było inaczej. Dla niej trwał nadal stan wojenny. Szpital otworzył jej oczy na sprawy nieznane mężczyznom, tym nawet, którzy najbardziej bohatersko mierzyli się z wrogiem. Zapamiętała krzywdy inwalidów, zobojętniała na katary i reumatyzmy czasu pokoju”.
 W książce pojawia się też Kazio Wichrowski, syn maszynisty, uczeń mający kłopoty z matematyką, a któremu pomaga mąż pani Żebrowskiej, Stefan - nauczyciel w Gimnazjum im. Ziemi Kujawskiej. Chociażby dzięki tym kilku faktom oraz opisie poszczególnych uliczek, domów, można sobie spróbować wyobrazić, jak wyglądało miasto niedługo po pierwszej wojnie światowej.
Zaraz na początku lektury znajdujemy kilka opisów:
(…) i szybko pobiegła dalej Ogrodową wzdłuż ceglanego muru, zręcznie wymijając wyboje i dobrze uważając na zdradliwe płyty chodnika podnoszące się przy stąpnięciu jak klawisze. W pogodę, mniejsza o to, ale po deszczu? Mało to razy zachlapała się po kolana?”
Przed oczyma rysował się pierścień murów wewnętrznego podwórza brzydkiej, czynszowej kamienicy z sześcianem śmietnika w dole i trójkątem nieba w górze. Od szyb przeciwległych mieszkań odbijały się promienie słońca i jak smugi blasku z reflektora biegły ukosem, oświetlając jasno kwadrat spłowiałej tapety w bukieciki róż na kropkowanym tle.”
Być może ci starsi przypomną sobie szczegóły wyglądu i charakteru tamtego Włocławka (na przykład ów luźną płytę chodnikową, pod którą zbierała się woda). Młodsi mają okazję dowiedzieć się chociażby tego, że w latach dwudziestych XX wieku inaczej wyglądał podział szkół a także porównać wygląd niektórych miejsc.
A co szczególnego mogą odkryć czytelnicy z poza regionu? Między innymi starą gwarę kujawską, którą posługują się poszczególne postaci oraz kilka powiedzonek, popularnych na Kujawach.
Tutaj krótka wypowiedź pana Wichrowskiego na temat syna:
Rok straci! Łatwo mówić… A tu życie drożeje, pieniądz psa wart, portki z chłopaka lecą, buty rozkwasił w miesiąc, że przyszczypek przyszyć nie można. Korepetytor? Pańskie wymysły! Skórę rzemieniem wyłoję; że się opamięta i fałdów nad książką przysiądzie zamiast za gołębiami ganiać…”
I mimo że świat opisany w powieści zawsze jest tylko tłem do wydarzeń w tych miejscach się rozgrywających, dobrze przeczytać to, co zapamiętał i przekazał autor. Czytelnik wyobraża sobie konkretny widok, okazuje uczucia i wrażenia kojarzące się z różnymi obiektami, uliczkami,  jak zachowywali się mieszkańcy…

Maria Konopnicka to tylko nazwisko?

Losy Marii Danilewicz Zielińskiej splotły się trochę z patronką Naszej Szkoły, Marią Konopnicką i łączyło je znacznie więcej, aniżeli fakt posiadania tego samego imienia. Konopnicka urodziła się w 1842 roku i zmarła w 1910, Danilewicz Zielińska żyła w latach 1907-2003. Obie poświęcały się całym sercem dla kraju, cechował je ogromny patriotyzm. Pierwsza głównie pisała i, choć jej samej nie dane było dożyć odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku, Rota jej autorstwa brzmiała na ustach obywateli walczących o odrodzenie się kraju. Druga również tworzyła teksty literackie, ale także pracowała w bibliotekach polskich, odzyskując liczne dzieła i zachowując je chociażby w Bibliotece Polskiej w Londynie, bądź przewożąc utwory do kraju.
Historia dla obu pań nie była łaskawa. Konopnicka miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy wybuchło powstanie styczniowe, w którym zginął jej jedyny brat. Później wyszła za mąż, urodziła ósemkę dzieci (dwoje zmarło przy porodzie) i zamiast, zgodnie z poleceniami męża, opiekować się gospodarstwem i pociechami, pisała poezję czy prozę. Zaangażowała się w działalność konspiracyjną jawną i tajną, mającą pomóc przetrwać państwu polskiemu. Rozwiodła się z mężem, zabrała dzieci i przeprowadziła się, serce dzieląc na dwie części: pierwszą oddając pociechom, którymi zajmowała się niezmordowanie, drugą zaś Polsce i pomoc mieszkańcom kraju.
Danilewicz Zielińska  przeżyła zaś obie wojny, czasy PRL-u. Miała dwóch mężów (pierwszy, Ludomir Danilewicz, był jednym z inżynierów, który rozpracował enigmę; po jego śmierci w 1973 roku Pani Maria wyszła powtórnie za mąż za Adama Kazimierza Zielińskiego), z którymi często zmieniała miejsca zamieszkania. Literatura była jej światem od zawsze, o czym kiedyś się sama wypowiedziała:
"Od kolebki byłam skazana na literaturęMając dwanaście lat, zabrałam się do czytania ukradkiem Zapolskiej. Wciąż porządkowałam szafy z książkami, to mi weszło w nawyk".
Obie autorki pracowały jako krytyczki literackie, udzielały się w różnych pismach, wykazywały się rzetelnością i poczuciem obowiązku tworzenia, opiniowania.
Obie również tęskniły za stronami rodzinnymi, napisały o nich utwory, które zyskały ogromną popularność.
Istnieje tomik z opowiadaniami pani Danilewicz zatytułowany Biurko Konopnickiej. Jak się okazuje, nie jest to tytuł wzięty z nikąd, z powietrza: obie kobiety korzystały z tego samego biurka – Konopnicka pisała przy nim swoje teksty, Danilewicz Zielińska czytała książki, pobudzające wyobraźnię i na pewno nakłaniające do stworzenia własnych dzieł.


Maria Danilewicz Zielińska była odważną i niebojącą się wyzwań, a przy tym bardzo skromną kobietą.  W różnych udzielanych wywiadach nie określała swoich działań jako te lepsze czy ważniejsze od działań innych osób. Współpracownicy ciepło ją wspominają, chwalą upór i zmysł literacki, poświęcenie. Przypominając słowa Wierzyńskiego, pani Maria miała dwa serca – jedno należące do biblioteki, drugie do pisarstwa. Kto wie, może patronka Naszej Szkoły w jakiś sposób wpłynęła na losy jednej z absolwentek, czyniąc jej życie pełnym przygód? Tej prawdy nigdy się nie pozna, jednak coś musiało być na rzeczy.
Pośród wielu różnych nazwisk, o których nie można nie pamiętać, stanowczo powinna znaleźć się również pani Maria. Całe życie, gdziekolwiek nie była, zawsze myślała o Polsce i o tym, by kultura została ocalona i mogła przetrwać na wieki.






Bibliografia:
"         Dom. Powieść – Włocławek, 1997
"         www.bu.kul.pl
"         www.gu.us.edu.pl
"         www.youtube.com – spisana wypowiedź udzielona w wywiadzie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz